- Nie wiem... Wyjmij lód z lodówki. - poprosił mnie.
Szybkim krokiem ruszyłam w stronę kuchni. Otworzyłam zamrażalkę i wzięłam zimne pudełko. Wróciłam do chłopaka i przyłożyłam mu delikatnie woreczek do głowy. Cicho zasyczał, ale po chwili przyzwyczaił się. Ponownie weszłam do kuchni. Tym razem wzięłam apteczkę. Rozłożyła ją na podłodze. Nasączyłam wacik wodą utlenioną i przetarłam twarz piłkarza. Błagalnie się na mnie spojrzał.
- Nie zostaniemy tutaj. Jutro wracamy. - stwierdził.
- A co powiemy jak wrócimy? Będą się przecież pytali czemu tak szybko.
- Pomyślimy później. - wstał i szybko oparł się o ścianę.
- Powoli. Chodź na górę. - wzięłam go pod rękę.
Ostrożnie weszliśmy na górę. Brunet opadł na łóżko i ciężko oddychał.
- Nie widziałeś ich twarzy? Nic kompletnie? - pytałam wpatrując się w szafę.
-Nic. Nie chcę żeby coś ci się stało dlatego wyjeżdżamy. Muszę cię chronić. - po tych słowach złapał mnie za rękę.
Położyłam się obok niego całując jego kark.
*Lotnisko. Godzina 16.45*
Rano wszystko spakowaliśmy. Trochę nam to zajęło, ale w sumie musieliśmy. Tutaj było niebezpiecznie. Zamówiliśmy taksówkę, wpakowaliśmy bagaże i wyjechaliśmy na lotnisko. Ze łzami patrzyłam na krajobraz Paryża. Trochę smutno mi było z tego powodu, że musieliśmy już jechać. Wysiedliśmy z auta. Zabraliśmy walizki i wkroczyliśmy w mury lotniska. Kupiliśmy bilety wcześniej zostawiając bagaże na taśmie. Zajęliśmy miejsca w poczekalni. Położyła głowę na ramieniu Neymara.
- Chcę być już w domu. - zacisnęłam dłoń w pięść.
- Ja też. Spokojnie... Tylko 3 godziny lotu.
Wreszcie po półgodzinnym czekaniu siedzieliśmy na pokładzie samolotu. Leciałam samolotem już 3 raz, ale i tak się bałam. Zawsze coś może się stać. Wolę już o tym nie myśleć. Zasnęłam na kolanach chłopaka czując jak bawi się moimi włosami.
***
- Lądujemy. Zapnij pasy. - szepnął mi do ucha.
Posłusznie wykonałam polecenie. Przetarłam oczy i wyjrzałam przez okienko. W końcu słoneczko, plaże... Tego mi brakowało. Znów ten sam rytuał. Bagaże, kasa i.t.p. Strasznie mi się to nudzi. Pominę już jazdę taksówką...
Stanęłam z uśmiechem przed domem.
- W końcu w naszym królestwie. - Ney pocałował mnie w policzek.
Wzięłam dwie walizki i pewnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Neymar szybko je otworzył. Wciągnęłam nosem tak znane mi powietrze. Bardzo się cieszę, że jestem w domu. Zostawiliśmy rozpakowywanie na jutro. Dzisiaj nie mieliśmy już na nic siły. Rozłożyliśmy się tylko na kanapie oglądają telewizję.
*Trzy lata później*
Tyle się zmieniło! Po powrocie z Paryża na drugi dzień zrobiliśmy to. Bardzo się bałam, ale wiedziałam, że w ramionach Neymara jestem bezpieczna. Powtarzaliśmy to chyba każdej nocy. Było cudownie, a owocem naszej miłości była moja ciąża! Na początku trochę się załamałam i spędziłam dzień na płakaniu. Później jednak nastąpiła radość. Ileż to gratulacji ze strony mojej i Neya rodziny się nasłuchaliśmy to nie wiem. Każde z nich wywoływało na mojej twarzy uśmiech. Męczyłam się z moim (jak się okazało) synkiem przez 8 miesięcy. Urodził się wcześniej niż zakładano, ale jakie to ma znaczenie? Najważniejsze, że jest zdrowy i ma rodzinę. Neymar odnosi sukcesy w F.C. Barcelonie. Jestem z niego bardzo dumna. Chodzę z Diego (tak nazwaliśmy synka) na każdy mecz Neya. Teraz dopiero wiem, że życie ma wielki sens. Gdy coś mi nie wychodzi wiem, że mam Diego i mojego męża. Dwóch najlepszych chłopaków w moim życiu. Nie widzę po za nimi świata. Jak wiecie moja historia była zagmatwana. Ale wyszłam z tego, bo ktoś podał mi swoją dłoń. Dziękuję mu za to. Nie muszę wymieniać jego imienia, bo bardzo dobrze go znacie.
Żyje nam się bardzo dobrze. Mamy siebie. Oby tak zostało na długo... Na bardzo długo...
Droga do miłości ♥
czwartek, 18 czerwca 2015
sobota, 13 czerwca 2015
Rozdział 40
Całował mnie tak namiętnie i czule. Deszcz, park, a w nim tylko ja i on. Niestety tą romantyczną chwilę musiał przerwać dzwonek telefonu Neya. Zmarszczyłam czoło.
- Już odbierz. Może to coś ważnego. - stwierdziłam.
Chłopak odszedł ode mnie parę kroków. Po jego wyrazie twarzy można było wywnioskować, że coś bardzo pozytywnie go zaskoczyło. Zakończył rozmowę i złapał mnie za rękę.
- Dostałem propozycję sesji razem z tobą.
- Od pewnego czasu mam uraz do takich pomysłów. - odwróciłam głowę.
- Pamiętam przecież. Ale to nie będzie to samo. - złapał mnie za podbródek i odwrócił moją głowę.
- No nie wiem. A jaka jest tematyka?
- Stroje ślubne! - roześmiał się.
Popatrzyłam się na niego jak na głupka.
- Ja tam bym chętnie z Tobą za pozował... Z taką śliczną kobietą... - rozmarzył się.
- Ta jasne. Dobra chodź już. Zimno mi. - oznajmiłam chłopakowi.
- Ogrzeję cię. - mocno mnie przytulił.
Rzeczywiście. Temperatura jego ciała przydała się. Zabrałam jeszcze fontanny torebkę i wyruszyliśmy w stronę domu. Przy jego boku uśmiech sam cisnął się na twarz. Ot takie antidotum za zły humor. Weszłam energicznym krokiem do domu. Od razu skierowałam się do łazienki. Chciałam wziąć gorącą kąpiel. Rozebrałam się i weszłam do wanny.
- Znów zapomniałaś zamknąć drzwi. - szarmancko się uśmiechnął.
- A ty na tym skorzystasz. - puściłam mu oczko.
- Jak ty dobrze mnie znasz... - rozebrał się i dołączył do mnie.
Oparłam się o jego tors. Chyba domyślacie się gdzie dotarły jego ręce? Tak, do piersi. Bawił się nimi, pieścił. Jego ulubiona robota.
- Ney... - przekręciłam oczami.
- Tak kotku?
- Rączki przy sobie. - zachichotałam.
- Oj tam, oj tam. Takie małe pieszczoty nikomu jeszcze nie zaszkodziły. - westchnął.
Obróciłam się do niego.
- Czy ty mnie jeszcze kochasz?
On wybuchnął śmiechem.
- Co to za pytanie? - bawił się moimi lokami.
- No normalne. Kochasz mnie?
- A czy jak bym Cię nie kochał to był bym twoim mężem, chciał mieć z tobą furę dzieci, mieszkanie i inne bzdety? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Bo czasem mi się wydaje, że mnie lekceważysz. - zaplotłam ręce na klatce piersiowej.
- To ci się źle wydaje. - pocałował mnie. - A teraz wychodzimy z wanny. - podał mi ręcznik. - Mam na dzisiaj dość wody.
- Właściwie to ja też. - owinęłam się i wolnym krokiem podążałam do sypialni.
Usiadłam na łóżku. Założyłam nogę na nogę i wpatrzyłam się w podłogę.
- Co ty taka zamyślona. - pstryknął palcami przed moimi oczami.
- Zabronisz? - wstałam i go przytuliłam.
- Lubię jak tak robisz. Spontanicznie mnie przytulasz. - rzekł.
Oderwałam się od niego i ukucnęłam przy walizce. Wyjęłam z niej bieliznę i jakąś długą bluzkę, która posłuży mi jako piżama. Zeszłam na dół do kuchni, aby zrobić sobie i Neymarowi kakao. Po chwili brunet przyszedł do mnie (był w samych bokserkach) i usiadł na blacie.
- Nie za wygodnie? - mówiłam do niego stojąc tyłem.
- No wiesz przydałaby się jeszcze poduszka. - zażartował.
Uśmiechnęłam się do siebie. Skończyłam robić kakaa, które zaniosłam do salonu. Postawiłam gorące napoje na stoliku. Usiadłam wygodnie opierając się o poduszkę. Włączyłam jakieś denne romansidło i z 'zainteresowaniem' zaczęłam oglądać. Później dołączył do mnie Neymar. Zamiast płakać nad losami bohaterów z filmu zaczęliśmy się śmiać na cały dom. Ten film był taki bezsensowny, że aż śmieszny.
- Jak ty jesteś ubrany?! To nie przystoi takim mężczyznom! - udawałam głupią modeleczkę.
- A pani? Bez spodni? Niedorzeczne! - wymachiwał rękami.
Na takich właśnie rozmowach minął nam wieczór. Pod koniec myślałam, że umrę ze śmiechu. Później się trochę ogarnęliśmy i włączyliśmy jakiś mecz. Usłyszałam jakieś postukiwanie na zewnątrz.
- Ney słyszysz? - zapytałam.
- Tak. Mam to sprawdzić?
- Mógłbyś. - usiadłam po turecku.
Piłkarz wyszedł na taras. Nie widziałam co robił, bo na dworze było już zbyt ciemno. Nagle jakiś trzask. Coś się jakby stłukło. Później plusk wody. Przestraszyłam się.
- Neymar! - niepewnie krzyknęłam. - Neymar!
Drzwi tarasowe zamknęły się. Słyszałam ciężki oddech. Wstałam i zapaliłam światło. Zakryłam usta dłonią nie dowierzając. Ney oparty o drzwi z zakrwawioną twarzą. On chyba płakał.
- Kochanie co to? Ktoś ci coś zrobił? Matko co się stało?
- Nie wiem, nie wiem. - był osłupiały. - Musimy wyjechać. Wracać do Barcelony. Oni mogą zrobić Ci krzywdę... - schował twarz w dłoniach.
- Jaką krzywdę! Co ty gadasz?!
---------------------
Co Neymar ma do przekazania Natalii? Zostaną czy wyjadą? (końcówka rodem z kryminalnego serialu xDDD)
Podobał Wam się rozdział?
13komentarzy=41rozdział
KOMENTUJESZ? - MOTYWUJESZ! :D
- Już odbierz. Może to coś ważnego. - stwierdziłam.
Chłopak odszedł ode mnie parę kroków. Po jego wyrazie twarzy można było wywnioskować, że coś bardzo pozytywnie go zaskoczyło. Zakończył rozmowę i złapał mnie za rękę.
- Dostałem propozycję sesji razem z tobą.
- Od pewnego czasu mam uraz do takich pomysłów. - odwróciłam głowę.
- Pamiętam przecież. Ale to nie będzie to samo. - złapał mnie za podbródek i odwrócił moją głowę.
- No nie wiem. A jaka jest tematyka?
- Stroje ślubne! - roześmiał się.
Popatrzyłam się na niego jak na głupka.
- Ja tam bym chętnie z Tobą za pozował... Z taką śliczną kobietą... - rozmarzył się.
- Ta jasne. Dobra chodź już. Zimno mi. - oznajmiłam chłopakowi.
- Ogrzeję cię. - mocno mnie przytulił.
Rzeczywiście. Temperatura jego ciała przydała się. Zabrałam jeszcze fontanny torebkę i wyruszyliśmy w stronę domu. Przy jego boku uśmiech sam cisnął się na twarz. Ot takie antidotum za zły humor. Weszłam energicznym krokiem do domu. Od razu skierowałam się do łazienki. Chciałam wziąć gorącą kąpiel. Rozebrałam się i weszłam do wanny.
- Znów zapomniałaś zamknąć drzwi. - szarmancko się uśmiechnął.
- A ty na tym skorzystasz. - puściłam mu oczko.
- Jak ty dobrze mnie znasz... - rozebrał się i dołączył do mnie.
Oparłam się o jego tors. Chyba domyślacie się gdzie dotarły jego ręce? Tak, do piersi. Bawił się nimi, pieścił. Jego ulubiona robota.
- Ney... - przekręciłam oczami.
- Tak kotku?
- Rączki przy sobie. - zachichotałam.
- Oj tam, oj tam. Takie małe pieszczoty nikomu jeszcze nie zaszkodziły. - westchnął.
Obróciłam się do niego.
- Czy ty mnie jeszcze kochasz?
On wybuchnął śmiechem.
- Co to za pytanie? - bawił się moimi lokami.
- No normalne. Kochasz mnie?
- A czy jak bym Cię nie kochał to był bym twoim mężem, chciał mieć z tobą furę dzieci, mieszkanie i inne bzdety? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Bo czasem mi się wydaje, że mnie lekceważysz. - zaplotłam ręce na klatce piersiowej.
- To ci się źle wydaje. - pocałował mnie. - A teraz wychodzimy z wanny. - podał mi ręcznik. - Mam na dzisiaj dość wody.
- Właściwie to ja też. - owinęłam się i wolnym krokiem podążałam do sypialni.
Usiadłam na łóżku. Założyłam nogę na nogę i wpatrzyłam się w podłogę.
- Co ty taka zamyślona. - pstryknął palcami przed moimi oczami.
- Zabronisz? - wstałam i go przytuliłam.
- Lubię jak tak robisz. Spontanicznie mnie przytulasz. - rzekł.
Oderwałam się od niego i ukucnęłam przy walizce. Wyjęłam z niej bieliznę i jakąś długą bluzkę, która posłuży mi jako piżama. Zeszłam na dół do kuchni, aby zrobić sobie i Neymarowi kakao. Po chwili brunet przyszedł do mnie (był w samych bokserkach) i usiadł na blacie.
- Nie za wygodnie? - mówiłam do niego stojąc tyłem.
- No wiesz przydałaby się jeszcze poduszka. - zażartował.
Uśmiechnęłam się do siebie. Skończyłam robić kakaa, które zaniosłam do salonu. Postawiłam gorące napoje na stoliku. Usiadłam wygodnie opierając się o poduszkę. Włączyłam jakieś denne romansidło i z 'zainteresowaniem' zaczęłam oglądać. Później dołączył do mnie Neymar. Zamiast płakać nad losami bohaterów z filmu zaczęliśmy się śmiać na cały dom. Ten film był taki bezsensowny, że aż śmieszny.
- Jak ty jesteś ubrany?! To nie przystoi takim mężczyznom! - udawałam głupią modeleczkę.
- A pani? Bez spodni? Niedorzeczne! - wymachiwał rękami.
Na takich właśnie rozmowach minął nam wieczór. Pod koniec myślałam, że umrę ze śmiechu. Później się trochę ogarnęliśmy i włączyliśmy jakiś mecz. Usłyszałam jakieś postukiwanie na zewnątrz.
- Ney słyszysz? - zapytałam.
- Tak. Mam to sprawdzić?
- Mógłbyś. - usiadłam po turecku.
Piłkarz wyszedł na taras. Nie widziałam co robił, bo na dworze było już zbyt ciemno. Nagle jakiś trzask. Coś się jakby stłukło. Później plusk wody. Przestraszyłam się.
- Neymar! - niepewnie krzyknęłam. - Neymar!
Drzwi tarasowe zamknęły się. Słyszałam ciężki oddech. Wstałam i zapaliłam światło. Zakryłam usta dłonią nie dowierzając. Ney oparty o drzwi z zakrwawioną twarzą. On chyba płakał.
- Kochanie co to? Ktoś ci coś zrobił? Matko co się stało?
- Nie wiem, nie wiem. - był osłupiały. - Musimy wyjechać. Wracać do Barcelony. Oni mogą zrobić Ci krzywdę... - schował twarz w dłoniach.
- Jaką krzywdę! Co ty gadasz?!
---------------------
Co Neymar ma do przekazania Natalii? Zostaną czy wyjadą? (końcówka rodem z kryminalnego serialu xDDD)
Podobał Wam się rozdział?
13komentarzy=41rozdział
KOMENTUJESZ? - MOTYWUJESZ! :D
czwartek, 11 czerwca 2015
Rozdział 39
Usiadłam na metalowym krześle, na przeciwko Neymara. Otworzyłam eleganckie menu i zaczęłam przeglądać spis napoi. Mój wybór padł na sok pomarańczowo - truskawkowy. Brazylijczyk natomiast poprosił tylko o szklankę wody.
- To co robimy później? - zapytał patrząc się na mnie hipnotyzującym spojrzeniem.
- No nie wiem, nie wiem... Najpierw wróciłabym do domu, a później skusiłabym się na wieczorny spacer po parku... - złączyłam nasze dłonie.
- Nie głupi pomysł. - odpowiedział.
Chwilę później kelner przyniósł nasze napoje. Wypiliśmy jednym duszkiem. Tym razem ja zapłaciłam, choć Neymar protestował. Wyszliśmy z lokalu. Przybliżyłam się do bruneta, a on objął mnie ramieniem. Uśmiechnęłam się dając mu całusa w policzek. Idąc uliczkami Paryża podziwialiśmy obrazy malowane farbami na ścianach budynków. Nie powiem, ale takie rysunki na prawdę zapierały dech w piesiach. W pewnej chwili moją uwagę zwróciła kobieta z zaokrąglonym brzuchem co raczej oznaczało, że jest w ciąży. Posmutniałam lekko i uroniłam jedną łzę. W tej chwili też miałabym taki brzuch... Neymar zorientował się o co biega. Przysunął się do mnie jeszcze bliżej.
- Zobaczysz, że nie będziesz się mogła wyrobić z rodzeniem dzieci, tyle będziemy ich mieli. - szepnął do mojego ucha.
Kąciki ust na chwilę podniosły mi się. Wolnym krokiem doszliśmy do domu. Otworzyłam drzwi. Wchodząc powiesiłam torebkę na wieszaku, buty schowałam do szafki i opadłam na miękką kanapę. Ułożyłam głowę na poduszce zamykając oczy. W pewnej chwili poczułam jak ktoś całuje mój brzuch. Przygryzłam wargę. Brazylijczyk (wiedziałam, że to on) wziął mnie na ręce. Nadal miałam zamknięte oczy, ale znając mojego męża podążaliśmy do sypialni. Delikatnie mnie położył. Wpił się w moje usta językiem pieszcząc podniebienie. Ręce już chciały wędrować do moich piersi, ale przerwałam. Wtuliłam się w ciepły tors chłopaka.
- Jeszcze nie teraz... Przepraszam. - znów się rozkleiłam. Kiedyś taka nie byłam.
- Cichutko. - pogłaskał mnie po głowie. - Ja wszystko rozumiem. Nie chcesz to nie. Kocham Cię. - nasze serca biły w tym samym rytmie.
Jak ja się cieszę, że go mam. Nic nie robi na siłę, nie zmusza mnie. Taki mąż to skarb. Oderwałam się od Neya.
- Idziemy na ten spacer?
- Tak. - dał mi buziaka w czoło i poszliśmy się szykować.
*15 minut później*
Siedzieliśmy obok siebie przy małej fontannie. Właśnie znajdowaliśmy się w centrum parku.
- Pamiętasz jak się poznaliśmy? - wyszczerzyłam się.
- No jasne. Przyszłaś na mój mecz. Od momentu gdy Cię ujrzałem cały czas siedziałaś mi w głowie.
Zaśmiałam się cicho.
- A jak wróciłam do domu i zobaczyłam na koszulce twój numer? - w jego oczach ujrzałam iskierki radości. - Zapisałam sobie twój numer. Poszłam nawet spać z telefon przez co do ciebie zadzwoniłam. - dostalam głupawki. - A ty takie 'Kto się do mnie w nocy dobija?!' - śmialiśmy się razem.
- Pamiętam to... A teraz jesteśmy małżeństwem, wybraliśmy się w podróż poślubną, będziemy mieć dziecko. - dał duży nacisk na ostatnie słowo co trochę mnie rozbawiło.
Nagle zorientowałam się , że zaczyna padać. Wstałam, ale Neymar przywołał mnie na swoje miejsce.
- Deszcz jest fajny. Nie bój się. - musnął ustami mój policzek.
Po paru minutach lało jak nie wiem co. My siedzieliśmy w tym deszczu i nadal gadaliśmy.
- Wiesz co zawsze chciałem to zrobić. - oznajmił i wstał.
Podał mi rękę, spojrzał głęboko w oczy. Westchnął i pocałował mnie. Nie powiem, ale wyglądało to troszkę teatralnie. Ta magiczna jakże chwila mogła dla mnie trwać w nieskończoność...
-------------
Nie wyszedł taki jak chciałam... Jest trochę dziwny, no ale :)
Mam nadzieję, że nie zasnęliście czytając ten niewypał xdd
12komentarzy=40rozdział <3
- To co robimy później? - zapytał patrząc się na mnie hipnotyzującym spojrzeniem.
- No nie wiem, nie wiem... Najpierw wróciłabym do domu, a później skusiłabym się na wieczorny spacer po parku... - złączyłam nasze dłonie.
- Nie głupi pomysł. - odpowiedział.
Chwilę później kelner przyniósł nasze napoje. Wypiliśmy jednym duszkiem. Tym razem ja zapłaciłam, choć Neymar protestował. Wyszliśmy z lokalu. Przybliżyłam się do bruneta, a on objął mnie ramieniem. Uśmiechnęłam się dając mu całusa w policzek. Idąc uliczkami Paryża podziwialiśmy obrazy malowane farbami na ścianach budynków. Nie powiem, ale takie rysunki na prawdę zapierały dech w piesiach. W pewnej chwili moją uwagę zwróciła kobieta z zaokrąglonym brzuchem co raczej oznaczało, że jest w ciąży. Posmutniałam lekko i uroniłam jedną łzę. W tej chwili też miałabym taki brzuch... Neymar zorientował się o co biega. Przysunął się do mnie jeszcze bliżej.
- Zobaczysz, że nie będziesz się mogła wyrobić z rodzeniem dzieci, tyle będziemy ich mieli. - szepnął do mojego ucha.
Kąciki ust na chwilę podniosły mi się. Wolnym krokiem doszliśmy do domu. Otworzyłam drzwi. Wchodząc powiesiłam torebkę na wieszaku, buty schowałam do szafki i opadłam na miękką kanapę. Ułożyłam głowę na poduszce zamykając oczy. W pewnej chwili poczułam jak ktoś całuje mój brzuch. Przygryzłam wargę. Brazylijczyk (wiedziałam, że to on) wziął mnie na ręce. Nadal miałam zamknięte oczy, ale znając mojego męża podążaliśmy do sypialni. Delikatnie mnie położył. Wpił się w moje usta językiem pieszcząc podniebienie. Ręce już chciały wędrować do moich piersi, ale przerwałam. Wtuliłam się w ciepły tors chłopaka.
- Jeszcze nie teraz... Przepraszam. - znów się rozkleiłam. Kiedyś taka nie byłam.
- Cichutko. - pogłaskał mnie po głowie. - Ja wszystko rozumiem. Nie chcesz to nie. Kocham Cię. - nasze serca biły w tym samym rytmie.
Jak ja się cieszę, że go mam. Nic nie robi na siłę, nie zmusza mnie. Taki mąż to skarb. Oderwałam się od Neya.
- Idziemy na ten spacer?
- Tak. - dał mi buziaka w czoło i poszliśmy się szykować.
*15 minut później*
Siedzieliśmy obok siebie przy małej fontannie. Właśnie znajdowaliśmy się w centrum parku.
- Pamiętasz jak się poznaliśmy? - wyszczerzyłam się.
- No jasne. Przyszłaś na mój mecz. Od momentu gdy Cię ujrzałem cały czas siedziałaś mi w głowie.
Zaśmiałam się cicho.
- A jak wróciłam do domu i zobaczyłam na koszulce twój numer? - w jego oczach ujrzałam iskierki radości. - Zapisałam sobie twój numer. Poszłam nawet spać z telefon przez co do ciebie zadzwoniłam. - dostalam głupawki. - A ty takie 'Kto się do mnie w nocy dobija?!' - śmialiśmy się razem.
- Pamiętam to... A teraz jesteśmy małżeństwem, wybraliśmy się w podróż poślubną, będziemy mieć dziecko. - dał duży nacisk na ostatnie słowo co trochę mnie rozbawiło.
Nagle zorientowałam się , że zaczyna padać. Wstałam, ale Neymar przywołał mnie na swoje miejsce.
- Deszcz jest fajny. Nie bój się. - musnął ustami mój policzek.
Po paru minutach lało jak nie wiem co. My siedzieliśmy w tym deszczu i nadal gadaliśmy.
- Wiesz co zawsze chciałem to zrobić. - oznajmił i wstał.
Podał mi rękę, spojrzał głęboko w oczy. Westchnął i pocałował mnie. Nie powiem, ale wyglądało to troszkę teatralnie. Ta magiczna jakże chwila mogła dla mnie trwać w nieskończoność...
-------------
Nie wyszedł taki jak chciałam... Jest trochę dziwny, no ale :)
Mam nadzieję, że nie zasnęliście czytając ten niewypał xdd
12komentarzy=40rozdział <3
poniedziałek, 8 czerwca 2015
Rozdział 38 :)
Nadal byłam owinięta ręcznikiem, który ograniczał moją prędkość. Wpadłam do kuchni i szybko otworzyłam szufladę przy lodówce. Znajdowały się tam sztućce. Wyjęłam z niej nóż. Ostry, kuchenny nóż. Obejrzałam się. Przede mną stał Neymar. Jego surowa mina przyprawiła mnie o ciarki.
- Zostaw to. - rzekł ochrypniętym głosem.
Pokiwałam przecząco głową. Zacisnęłam mocniej dłoń na rękojeści noża.
- A jak zrobisz sobie krzywdę to będziesz z siebie zadowolona? Zostawisz mnie, Dominikę, Vanessę, rodziców. Myślisz, że to słuszna decyzja? - powoli wyprowadzał mnie z równowagi.
- To nie o to chodzi! Nic nie rozumiesz! - przyłożyłam nóż do nadgarstka.
Chłopak wzdrygnął się. Jego twarz ze strachu pobielała.
- Spokojnie... - przykuł wzrok w podłogę. - Odłóż nóż. - jego głos stał się delikatniejszy.
- Czemu?
- Bo Cię kocham i zrobisz to dla mnie. Odłożysz nóż, uspokoisz się. Jak chcesz to nawet możemy wrócić do Barcelony, jeszcze dzisiaj. - stykaliśmy się czołami.
Czułam jego strach. Widziałam jak bardzo mu na mnie zależy. Nawet oddałby za mnie życie.
- Mhm... - mruknęłam pod nosem i poluźniłam uścisk.
Neymar odebrał mi nóż. Wrzucił go z powrotem do szuflady.
- No chodź tu do mnie. - rozłożył ręce, w które momentalnie wpadłam.
Czułam jak całuje mnie w czubek głowy. Poczułam chwilową ulgę.
- Idę się ubrać. - oznajmiłam, a chłopak wypuścił mnie ze swych objęć.
Ospale wchodziłam po schodach trzymając się barierki. Po chwili stałam na przeciw szafy. Był już wieczór, więc postawiłam na piżamę w króliki. Wychodziłam już z pokoju, ale przystanęłam na chwilę przy lusterku. Na mojej twarzy malował się smutek pomieszany z bólem. Odchyliłam rąbek koszulki. Wzrok skierowałam na płaski brzuch. Jeszcze przed tygodniem był taki pełny życia, okrągły. A dzisiaj? Pustka. Pustka, która niszczy moją psychikę. Rozpłakałam się ponownie. Gdy usłyszałam kroki na schodach szybko wycierałam rękawem moje łzy. Wyszłam z pokoju, z udawanym uśmiechem.
- Przecież wiem, że płakałaś. - odetchnął.
Przytuliłam się tylko do niego. Dopiero teraz umiałam wydusić z siebie słowo 'Przepraszam'. Ney złapał mnie za rękę i poszliśmy do sypialni. Spojrzałam na zegarek, który wisiał nad łóżkiem. 20.22. Niby nie tak późno, ale senność już zaczęła mnie ogarniać. Weszłam z Neymarem do łóżka. Dałam mu się nawet przytulić i pocałować. W ten sposób zasnęliśmy.
Ranek był pochmurny, ale widziałam jak pojedyncze promyki słońca pocieszały Paryż. Odwróciłam się do Neymara. Pogłaskałam dłonią jego policzek. On jęknął coś i otworzył swoje czekoladowo - zielone oczy.
- Która godzina? - zapytał lekko się przeciągając.
Odblokowałam telefon. Spojrzałam na ekran główny.
- 8.50. - odpowiedziałam szeptem.
Ponownie się w niego wtuliłam.
- Jesteś na mnie zły?
- Nie jestem. - usiadł do mnie tyłem na skraju łóżka.
- Czemu?
- Bo doskonale Cię rozumiem. - odpowiedział.
- Nie wiesz jakie to uczucie. - stwierdziłam.
- Wiem na swój sposób. Nawet facet ma uczucia. Dobra skończmy ten temat. Było minęło. Nie odkręcimy tego.
- Racja. - potwierdziłam. - Jestem głodna. Chodź idziemy zrobić śniadanie.
Wstaliśmy równocześnie. Oboje wiedzieliśmy, że po mimo wyjaśnień będzie między nami nie miła atmosfera. Neymar nieśmiale złapał mnie za rękę.
- Co na śniadanie? - zapytał.
- Może jajecznica?
- Chętnie. - szeroko się do mnie uśmiechnął.
Zareagowałam na to rumieńcem.
*15 minut później*
Ze smakiem zjedliśmy śniadanie. Najedzeni usiedliśmy przed telewizorem. Włączyłam wiadomości. Pokazana była wieża Eiffla, a na niej człowiek. Desperat pewnie chciał skoczyć. Teraz przybliżenie na jego twarz. Zamarłam. Ten desperat chcący skoczyć i się zabić to mój mąż Neymar Da Silva Santos Junior. Spojrzałam na niego z nie do wierzeniem. Widać było jego zakłopotanie.
- To byłeś ty?
- No... Tak.
- Po cholerę? - krzyknęłam nabuzowana złością.
- No poroniłaś i coś we mnie pękło, załamałem się.
- I chciałeś się zabić? - kontynuowałam.
- No, ale tego nie zrobiłem. Przede wszystkim ze względu na Ciebie.
Schowałam twarz w dłonie. Czy on nie może zmądrzeć?
- Pewnie nic byś mi nie powiedział?
Odpowiedziała mi cisza.
- Tak myślałam.
- Nie chciałem. Nie kłóćmy się. Proszę.
- Sam właśnie do tego doprowadzasz. Ehh... - słyszałam jak chłopak głośno przełyka ślinę.
- Przepraszam. - przytulił mnie.
- Wiesz co? - złapałam jego twarz w dłonie. - Wybaczę Ci, bo bardzo Cię kocham. - złączyliśmy nasze usta w namiętnym pocałunku.
Jego ręce wędrowały po moim brzuchu.
- Nie tak szybko. - mówiłam przerywając pocałunki.
Posłuchał mnie i przestał. Cieszę się, że Ney rozumie, że nie mam ochoty. Po czasie oderwaliśmy się od siebie.
- Przejdziemy się? - zaproponowałam z nie wymuszonym uśmiechem.
- No pewnie. Tylko może się ubierzmy.
- Na pewno nie razem. - odrzekłam.
Pobiegłam na górę. Wybrałam zwiewną, ukwieconą sukienkę. Do tego założyłam czarne baletki. Z powrotem zeszłam do chłopaka.
- Ja jestem gotowa.
- Ślicznie. - powiedział przechodząc obok mnie.
W końcu moja psychika się odbudowuje. Zacznę normalnie funkcjonować. Po 10 minutach wrócił Neymar. Był ubrany w czarne, krótkie spodenki, biały t - shirt i niebieskie air maxy.
- No to wychodzimy. - zrobił specyficzny ruch ręką w stronę drzwi.
Zdjęłam torbę z wieszaka, a Neymar klucze, którymi następnie zamknął dom. Złapał mnie ponownie za rękę. Skierowaliśmy się do centrum Paryża. Przechodząc obok tatuażysty Ney zatrzymał się.
- No chodź. - pociągnęłam go.
- Poczekaj... Wiesz co mam pomysł. Chodź. - weszłam za nim do salonu.
Ściany pomieszczenia były w czarne wzorki. Podeszliśmy do kasy.
- Przepraszam są jakieś wolne miejsca? - zapytał grzecznie.
- Tak, tak. A wy razem? - umięśniony facet spojrzał na nas.
- Tak. Kiedy możemy zacząć?
- Właściwie to teraz. Ja się wami zajmę. - wstał zza biurka i poprowadził nas do oddzielnej sali.
Pociągnęłam Neya za bluzkę.
- Co ty robisz? Chcesz się tatuować? - pytałam.
- A ty razem ze mną! Chodź.
Na pierwszy ogień poszedł mój głupkowaty mąż. A wiecie co sobie wytatuował? Moje imię na nadgarstku. Aż w pewnej chwili poleciała mi łza. Po czasie zobaczyłam tatuaż w całej okazałości.
- Teraz pani. Proszę wygodnie usiąść. - spełniłam jego prośbę. - Co chciałaby pani wytatuować?
- Hm... - chwilę się zastanowiłam.
Ale nie będę gorsza od Neya. Zrobiłam sobie z tyłu szyi napis 'Neymar Jr <3'. Muszę przyznać, że trochę to bolało, ale do zniesienia. Po obsłużeniu nas chłopak zapłacił. Pewnie dość dużo. Ile on się na mnie wykosztuje... Facet dał nam jeszcze parę wskazówek do pielęgnowania tatuaży. Wyszliśmy z budynku.
- I co? Fajnie? - pocałował mnie w policzek.
- Bardzo. Mam ochotę na szejka (nie wiem jak to się piszę :D).
- Zobacz tam jest jakaś kawiarenka. - pokazał palcem.
- To idziemy!
------------------------------
Podoba Wam się? :))
Obiecałam dłuższy i słowa dotrzymałam :*
13komentarzy=39rozdział
- Zostaw to. - rzekł ochrypniętym głosem.
Pokiwałam przecząco głową. Zacisnęłam mocniej dłoń na rękojeści noża.
- A jak zrobisz sobie krzywdę to będziesz z siebie zadowolona? Zostawisz mnie, Dominikę, Vanessę, rodziców. Myślisz, że to słuszna decyzja? - powoli wyprowadzał mnie z równowagi.
- To nie o to chodzi! Nic nie rozumiesz! - przyłożyłam nóż do nadgarstka.
Chłopak wzdrygnął się. Jego twarz ze strachu pobielała.
- Spokojnie... - przykuł wzrok w podłogę. - Odłóż nóż. - jego głos stał się delikatniejszy.
- Czemu?
- Bo Cię kocham i zrobisz to dla mnie. Odłożysz nóż, uspokoisz się. Jak chcesz to nawet możemy wrócić do Barcelony, jeszcze dzisiaj. - stykaliśmy się czołami.
Czułam jego strach. Widziałam jak bardzo mu na mnie zależy. Nawet oddałby za mnie życie.
- Mhm... - mruknęłam pod nosem i poluźniłam uścisk.
Neymar odebrał mi nóż. Wrzucił go z powrotem do szuflady.
- No chodź tu do mnie. - rozłożył ręce, w które momentalnie wpadłam.
Czułam jak całuje mnie w czubek głowy. Poczułam chwilową ulgę.
- Idę się ubrać. - oznajmiłam, a chłopak wypuścił mnie ze swych objęć.
Ospale wchodziłam po schodach trzymając się barierki. Po chwili stałam na przeciw szafy. Był już wieczór, więc postawiłam na piżamę w króliki. Wychodziłam już z pokoju, ale przystanęłam na chwilę przy lusterku. Na mojej twarzy malował się smutek pomieszany z bólem. Odchyliłam rąbek koszulki. Wzrok skierowałam na płaski brzuch. Jeszcze przed tygodniem był taki pełny życia, okrągły. A dzisiaj? Pustka. Pustka, która niszczy moją psychikę. Rozpłakałam się ponownie. Gdy usłyszałam kroki na schodach szybko wycierałam rękawem moje łzy. Wyszłam z pokoju, z udawanym uśmiechem.
- Przecież wiem, że płakałaś. - odetchnął.
Przytuliłam się tylko do niego. Dopiero teraz umiałam wydusić z siebie słowo 'Przepraszam'. Ney złapał mnie za rękę i poszliśmy do sypialni. Spojrzałam na zegarek, który wisiał nad łóżkiem. 20.22. Niby nie tak późno, ale senność już zaczęła mnie ogarniać. Weszłam z Neymarem do łóżka. Dałam mu się nawet przytulić i pocałować. W ten sposób zasnęliśmy.
Ranek był pochmurny, ale widziałam jak pojedyncze promyki słońca pocieszały Paryż. Odwróciłam się do Neymara. Pogłaskałam dłonią jego policzek. On jęknął coś i otworzył swoje czekoladowo - zielone oczy.
- Która godzina? - zapytał lekko się przeciągając.
Odblokowałam telefon. Spojrzałam na ekran główny.
- 8.50. - odpowiedziałam szeptem.
Ponownie się w niego wtuliłam.
- Jesteś na mnie zły?
- Nie jestem. - usiadł do mnie tyłem na skraju łóżka.
- Czemu?
- Bo doskonale Cię rozumiem. - odpowiedział.
- Nie wiesz jakie to uczucie. - stwierdziłam.
- Wiem na swój sposób. Nawet facet ma uczucia. Dobra skończmy ten temat. Było minęło. Nie odkręcimy tego.
- Racja. - potwierdziłam. - Jestem głodna. Chodź idziemy zrobić śniadanie.
Wstaliśmy równocześnie. Oboje wiedzieliśmy, że po mimo wyjaśnień będzie między nami nie miła atmosfera. Neymar nieśmiale złapał mnie za rękę.
- Co na śniadanie? - zapytał.
- Może jajecznica?
- Chętnie. - szeroko się do mnie uśmiechnął.
Zareagowałam na to rumieńcem.
*15 minut później*
Ze smakiem zjedliśmy śniadanie. Najedzeni usiedliśmy przed telewizorem. Włączyłam wiadomości. Pokazana była wieża Eiffla, a na niej człowiek. Desperat pewnie chciał skoczyć. Teraz przybliżenie na jego twarz. Zamarłam. Ten desperat chcący skoczyć i się zabić to mój mąż Neymar Da Silva Santos Junior. Spojrzałam na niego z nie do wierzeniem. Widać było jego zakłopotanie.
- To byłeś ty?
- No... Tak.
- Po cholerę? - krzyknęłam nabuzowana złością.
- No poroniłaś i coś we mnie pękło, załamałem się.
- I chciałeś się zabić? - kontynuowałam.
- No, ale tego nie zrobiłem. Przede wszystkim ze względu na Ciebie.
Schowałam twarz w dłonie. Czy on nie może zmądrzeć?
- Pewnie nic byś mi nie powiedział?
Odpowiedziała mi cisza.
- Tak myślałam.
- Nie chciałem. Nie kłóćmy się. Proszę.
- Sam właśnie do tego doprowadzasz. Ehh... - słyszałam jak chłopak głośno przełyka ślinę.
- Przepraszam. - przytulił mnie.
- Wiesz co? - złapałam jego twarz w dłonie. - Wybaczę Ci, bo bardzo Cię kocham. - złączyliśmy nasze usta w namiętnym pocałunku.
Jego ręce wędrowały po moim brzuchu.
- Nie tak szybko. - mówiłam przerywając pocałunki.
Posłuchał mnie i przestał. Cieszę się, że Ney rozumie, że nie mam ochoty. Po czasie oderwaliśmy się od siebie.
- Przejdziemy się? - zaproponowałam z nie wymuszonym uśmiechem.
- No pewnie. Tylko może się ubierzmy.
- Na pewno nie razem. - odrzekłam.
Pobiegłam na górę. Wybrałam zwiewną, ukwieconą sukienkę. Do tego założyłam czarne baletki. Z powrotem zeszłam do chłopaka.
- Ja jestem gotowa.
- Ślicznie. - powiedział przechodząc obok mnie.
W końcu moja psychika się odbudowuje. Zacznę normalnie funkcjonować. Po 10 minutach wrócił Neymar. Był ubrany w czarne, krótkie spodenki, biały t - shirt i niebieskie air maxy.
- No to wychodzimy. - zrobił specyficzny ruch ręką w stronę drzwi.
Zdjęłam torbę z wieszaka, a Neymar klucze, którymi następnie zamknął dom. Złapał mnie ponownie za rękę. Skierowaliśmy się do centrum Paryża. Przechodząc obok tatuażysty Ney zatrzymał się.
- No chodź. - pociągnęłam go.
- Poczekaj... Wiesz co mam pomysł. Chodź. - weszłam za nim do salonu.
Ściany pomieszczenia były w czarne wzorki. Podeszliśmy do kasy.
- Przepraszam są jakieś wolne miejsca? - zapytał grzecznie.
- Tak, tak. A wy razem? - umięśniony facet spojrzał na nas.
- Tak. Kiedy możemy zacząć?
- Właściwie to teraz. Ja się wami zajmę. - wstał zza biurka i poprowadził nas do oddzielnej sali.
Pociągnęłam Neya za bluzkę.
- Co ty robisz? Chcesz się tatuować? - pytałam.
- A ty razem ze mną! Chodź.
Na pierwszy ogień poszedł mój głupkowaty mąż. A wiecie co sobie wytatuował? Moje imię na nadgarstku. Aż w pewnej chwili poleciała mi łza. Po czasie zobaczyłam tatuaż w całej okazałości.
- Teraz pani. Proszę wygodnie usiąść. - spełniłam jego prośbę. - Co chciałaby pani wytatuować?
- Hm... - chwilę się zastanowiłam.
Ale nie będę gorsza od Neya. Zrobiłam sobie z tyłu szyi napis 'Neymar Jr <3'. Muszę przyznać, że trochę to bolało, ale do zniesienia. Po obsłużeniu nas chłopak zapłacił. Pewnie dość dużo. Ile on się na mnie wykosztuje... Facet dał nam jeszcze parę wskazówek do pielęgnowania tatuaży. Wyszliśmy z budynku.
- I co? Fajnie? - pocałował mnie w policzek.
- Bardzo. Mam ochotę na szejka (nie wiem jak to się piszę :D).
- Zobacz tam jest jakaś kawiarenka. - pokazał palcem.
- To idziemy!
------------------------------
Podoba Wam się? :))
Obiecałam dłuższy i słowa dotrzymałam :*
13komentarzy=39rozdział
niedziela, 7 czerwca 2015
Rozdział 37
Siedziałam skulona w wannie. Woda zrobiła się już zimna czego ja przez dłuższy czas nie czułam. Moja lewa ręka powędrowała do brzucha. Do pustego brzucha...
- Czemu Cię ze mną nie ma? Czemu? - łzy obmyły moje policzki.
Zdruzgotana wszystkim wyszłam z wanny. Wzięłam pierwszy lepszy ręcznik i dokładnie się nim owinęłam. Otworzyłam drzwi do łazienki. Chciałam wyjść i skierować się do sypialni, ale pewien dobrze znany wam człowiek zagrodził mi drogę.
- Stałeś tu przez cały czas? - przekręciłam znacząco oczami.
- Tak i będę tu stał dopóki mi nie powiesz czemu taka jesteś. - był zdenerwowany.
- Zawiedziesz się niestety. - miałam ochotę to wszystko wykrzyczeć mu w twarz, ale byłam zbyt słaba.
Neymar przytulił mnie bardzo mocno. Chciałam się od niego oderwać w skutek czego waliłam go pięściami po brzuchu.
- No puść! Puść! - płakałam coraz to bardziej.
- Cii... Uspokój się. - powtarzał mi cały czas.
- Nie! Nie... - ulegałam z każdą sekundą.
Spojrzałam chłopakowi prosto w oczy. W oczy, w których się zakochałam. Później na usta. Na usta, które mnie pocieszały. Na ręce, które trzymały mnie w niebezpieczeństwie. Teraz mimowolnie go przytuliłam. Tak mocno jak tylko umiałam. Przecież on zasługuję na wszystko, a ja traktuję go jak skończoną świnię.
- Ja nie chciałam. Na prawdę. - zmoczyłam mu łzami cały podkoszulek.
- Wiem przecież. A teraz chodź. Zmarzniesz w tym ręczniku. - wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
Odchylił kołdrę, pod którą delikatnie mnie położył. Zakrył mnie ją po czubek głowy. Podziwiam go bardzo. Ja mam te swoje cholerne humorki, a on to wszystko wytrzymuje. Przybliżyłam się bardziej do jego ciepłego ciała.
- Teraz wytłumacz mi czemu taka byłaś. - jego głos wydawał się taki nieobecny.
Nie odzywałam się. Myślałam, że odpuści z tymi pytaniami po czasie.
- Czekam na odpowiedź. Czemu taka byłaś. - powtórzył pytanie.
Trochę przestraszyłam się tego z jaką powagą to mówił.
- Już nic... - szepnęłam.
- Przecież wiem, że coś! - jego mięśnie napięły się. - Mam bardzo dużo czasu i poczekam aż mi powiesz, wydusisz to z siebie.
Przygryzłam ze zdenerwowania wargę.
- Bo to moja wina! Pewnie wszystko przeze mnie tylko lekarze nie chcieli nic mówić i ty tak samo! Cały świat mnie oszukuje, ale wiem! Ja wiem jaka jest prawda! - kończąc swoją wypowiedź wybiegłam z pokoju.
Szybko zbiegłam ze schodów...
---------
Przepraszam, że taki krótki :(
9komentarzy=38rozdział <3
- Czemu Cię ze mną nie ma? Czemu? - łzy obmyły moje policzki.
Zdruzgotana wszystkim wyszłam z wanny. Wzięłam pierwszy lepszy ręcznik i dokładnie się nim owinęłam. Otworzyłam drzwi do łazienki. Chciałam wyjść i skierować się do sypialni, ale pewien dobrze znany wam człowiek zagrodził mi drogę.
- Stałeś tu przez cały czas? - przekręciłam znacząco oczami.
- Tak i będę tu stał dopóki mi nie powiesz czemu taka jesteś. - był zdenerwowany.
- Zawiedziesz się niestety. - miałam ochotę to wszystko wykrzyczeć mu w twarz, ale byłam zbyt słaba.
Neymar przytulił mnie bardzo mocno. Chciałam się od niego oderwać w skutek czego waliłam go pięściami po brzuchu.
- No puść! Puść! - płakałam coraz to bardziej.
- Cii... Uspokój się. - powtarzał mi cały czas.
- Nie! Nie... - ulegałam z każdą sekundą.
Spojrzałam chłopakowi prosto w oczy. W oczy, w których się zakochałam. Później na usta. Na usta, które mnie pocieszały. Na ręce, które trzymały mnie w niebezpieczeństwie. Teraz mimowolnie go przytuliłam. Tak mocno jak tylko umiałam. Przecież on zasługuję na wszystko, a ja traktuję go jak skończoną świnię.
- Ja nie chciałam. Na prawdę. - zmoczyłam mu łzami cały podkoszulek.
- Wiem przecież. A teraz chodź. Zmarzniesz w tym ręczniku. - wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
Odchylił kołdrę, pod którą delikatnie mnie położył. Zakrył mnie ją po czubek głowy. Podziwiam go bardzo. Ja mam te swoje cholerne humorki, a on to wszystko wytrzymuje. Przybliżyłam się bardziej do jego ciepłego ciała.
- Teraz wytłumacz mi czemu taka byłaś. - jego głos wydawał się taki nieobecny.
Nie odzywałam się. Myślałam, że odpuści z tymi pytaniami po czasie.
- Czekam na odpowiedź. Czemu taka byłaś. - powtórzył pytanie.
Trochę przestraszyłam się tego z jaką powagą to mówił.
- Już nic... - szepnęłam.
- Przecież wiem, że coś! - jego mięśnie napięły się. - Mam bardzo dużo czasu i poczekam aż mi powiesz, wydusisz to z siebie.
Przygryzłam ze zdenerwowania wargę.
- Bo to moja wina! Pewnie wszystko przeze mnie tylko lekarze nie chcieli nic mówić i ty tak samo! Cały świat mnie oszukuje, ale wiem! Ja wiem jaka jest prawda! - kończąc swoją wypowiedź wybiegłam z pokoju.
Szybko zbiegłam ze schodów...
---------
Przepraszam, że taki krótki :(
9komentarzy=38rozdział <3
piątek, 5 czerwca 2015
Rozdział 36
Przy życiu utrzymywała mnie tylko moja Natalia. Tylko ona ona mogła mnie wskrzesić i uśmiercić. Zatrzymałem wzrok na budynku szpitala, który był bardzo dokładnie widoczny z góry. Oczy zaszły mi mgłą, a jednocześnie łzami. Bicie serca przyśpieszyło. Wziąłem głęboki wdech. Nie mogłem tego zrobić. Natalia nie zostanie wdową przez moją głupotę. Zebrałem się w sobie i przeskoczyłem na drugą stronę balustrady. Ludzie z niedowierzaniem patrzyli na mnie. Przymknąłem na to oko. Przepchałem się przez tłum. Przypomniał mi się ochroniarz przy wejściu. Ale w końcu musiałem stąd zejść bez żadnych interwencji. Mężczyzna spojrzał się na mnie wrogo.
- A pan gdzie? Policja zaraz tu będzie! - darł się w nie bo głosy.
Zlekceważyłem to. Szybkim ciosem powaliłem ochroniarza na ziemię. Wskoczyłem do windy jak poparzony. Czekałem aż metalowe drzwi się zamkną. Zamknąłem oczy, by po chwili odczuć jak zjeżdżam w dół. Trochę to zajęło, bo w końcu wieża Eiffla nie jest taka niska. Gdy tylko wysiadłem szybko pobiegłem do szpitala. Nie wiedziałem czy jest tam Natalia, ale miałem takie przeczucie. Wiatr rozwiewał moje włosy i łzy. W trakcie biegu myślałem co by było gdybym skończył. Co by było z Natalią. Jak ułożyłaby sobie życie beze mnie. Stanąłem przed drzwiami. One rozsunęły się przede mną z zauważalną szybkością. Przed moimi oczami przeszła pielęgniarka. Zatrzymałem ją.
- Przepraszam czy została tu przywieziona Natalia Biała? - miałem trudność z wymówieniem nazwiska ukochanej.
- Natalia Biała... - kobieta mamrotała pod nosem. - Tak wiem już, o którą chodzi. A jest pan kimś z rodziny? - dodała po chwili.
- Tak. Jestem jej mężem. Mógłbym ją zobaczyć?
Kobieta zgodziła się bez wahania. Podała mi numer sali i zniknęła za białą ścianą. Czym prędzej szedłem w stronę pokoju. Co jakiś czas niezdarnie zaczepiałem lekarzy, pielęgniarki i pacjentów. W końcu stanąłem przed drzwiami. W sali panowała ciemność. Obejrzałem się za siebie i wszedłem do środka. Od razu zobaczyłem twarz Natalii skąpaną w mroku. Znów ukazały mi się zapadnięte policzki i kruche ręce. Popłakałem, a powinienem być silny. Włączyłem latarkę w telefonie. Teraz dokładnie ją widziałem. Wyglądała jak... Muszę to powiedzieć. Trup. Wyglądała jak trup. Swoją drżącą rękę położyłem na jej policzku. Był zimny jak stal. Nagle do sali weszła pielęgniarka.
- Przepraszam bardzo, ale pana nie powinno tu być. - oznajmiła stanowczo.
Zacząłem protestować co zdało się na nic. Po przegranej 'bitwie' wyszedłem z sali. Usiadłem na krzesełku. Schowałem twarz w dłonie. Byłem bezsilny.
*Tydzień później*
Dziś Natalia wychodzi do szpitala! Jestem taki szczęśliwy, ponieważ przez ten tydzień ani razu nie mogłem jej zobaczyć. Zabrałem kluczyki z blatu, zamknąłem dom i wsiadłem do pojazdu. Jechałem szybko i chyba złamałem parę przepisów. Ale to się teraz nie liczy. Teraz najważniejsza jest Natalia. Zaparkowałem na parkingu i pobiegłem czym prędzej do sali, w której była Natalia. Stanąłem w drzwiach pokoju. Ona stała tam. Zmarnowana, smutna i nadal blada.
- Cześć aniołku! - chciałem ją pocałować, ale ona odwróciła głowę.
- Przestań. - odsunęła mnie. - Chcę jechać do domu.
- Dobrze. Już jedziemy. - spuściłem głowę w dół.
Zmieszany podążałem za Natalią wzdłuż korytarza. Głowiłem się nad tym czemu taka jest. Nie miła, oschła. Mam nadzieję, że przejdzie jej to. Otworzyłem jej drzwi do auta.
- Sama też bym umiała.
Skrzywiłem się na to. Obszedłem auto w okół i usiadłem na swoim miejscu. Dziewczyna była wpatrzona w szybę. Musnąłem jej odkryte ramię palcem.
- Mówiłam Ci przestań. Nie dotykaj mnie, nic nie mów. - syknęła.
Osłupiałem. Moja łagodna jak baranek żona teraz ma takie odzywki? W milczeniu odpaliłem silnik i jechałem w stronę domu. Zaparkowałem w garażu. Wziąłem podręczne torby Natalii i wszedłem z nią do mieszkania.
*Oczkami Natalii*
Zdjęłam buty i kurtkę. Zgromiłam Neymara wzrokiem i pobiegłam na górę. Tak wyglądało moje zachowanie od czasu straty dziecka. Nie mogłam się pozbierać. Posypałam się na milion drobnych kawałków, których nikt nie umie złożyć do kupy. Odkręciłam wodę w łazience. Zamknęłam ją na klucz. Rozebrałam się i weszłam do gorącej wody. Chciałam zmyć z siebie zapach szpitalnych łóżek i korytarzy. Pewnie się zastanawiacie czemu tak traktuję Neymara? Nie umiem inaczej. Wiem, że on chcę dla mnie jak najlepiej, ale to po prostu mnie w jakiś sposób dobija. Nie chcę tak robić. Nie wiem jak będzie dalej...
------------
Jak będzie dalej wyglądała relacja Natalii i Neymara? Czy dziewczyna pozbiera się po stracie dziecka? :(
Komentujesz = motywujesz ;)
10 komentarzy = 37 rozdział *-*
Ps. Ten rozdział dedykuję mojej przyjaciółce Oli <3 Trzymaj się kochanie! <3
- A pan gdzie? Policja zaraz tu będzie! - darł się w nie bo głosy.
Zlekceważyłem to. Szybkim ciosem powaliłem ochroniarza na ziemię. Wskoczyłem do windy jak poparzony. Czekałem aż metalowe drzwi się zamkną. Zamknąłem oczy, by po chwili odczuć jak zjeżdżam w dół. Trochę to zajęło, bo w końcu wieża Eiffla nie jest taka niska. Gdy tylko wysiadłem szybko pobiegłem do szpitala. Nie wiedziałem czy jest tam Natalia, ale miałem takie przeczucie. Wiatr rozwiewał moje włosy i łzy. W trakcie biegu myślałem co by było gdybym skończył. Co by było z Natalią. Jak ułożyłaby sobie życie beze mnie. Stanąłem przed drzwiami. One rozsunęły się przede mną z zauważalną szybkością. Przed moimi oczami przeszła pielęgniarka. Zatrzymałem ją.
- Przepraszam czy została tu przywieziona Natalia Biała? - miałem trudność z wymówieniem nazwiska ukochanej.
- Natalia Biała... - kobieta mamrotała pod nosem. - Tak wiem już, o którą chodzi. A jest pan kimś z rodziny? - dodała po chwili.
- Tak. Jestem jej mężem. Mógłbym ją zobaczyć?
Kobieta zgodziła się bez wahania. Podała mi numer sali i zniknęła za białą ścianą. Czym prędzej szedłem w stronę pokoju. Co jakiś czas niezdarnie zaczepiałem lekarzy, pielęgniarki i pacjentów. W końcu stanąłem przed drzwiami. W sali panowała ciemność. Obejrzałem się za siebie i wszedłem do środka. Od razu zobaczyłem twarz Natalii skąpaną w mroku. Znów ukazały mi się zapadnięte policzki i kruche ręce. Popłakałem, a powinienem być silny. Włączyłem latarkę w telefonie. Teraz dokładnie ją widziałem. Wyglądała jak... Muszę to powiedzieć. Trup. Wyglądała jak trup. Swoją drżącą rękę położyłem na jej policzku. Był zimny jak stal. Nagle do sali weszła pielęgniarka.
- Przepraszam bardzo, ale pana nie powinno tu być. - oznajmiła stanowczo.
Zacząłem protestować co zdało się na nic. Po przegranej 'bitwie' wyszedłem z sali. Usiadłem na krzesełku. Schowałem twarz w dłonie. Byłem bezsilny.
*Tydzień później*
Dziś Natalia wychodzi do szpitala! Jestem taki szczęśliwy, ponieważ przez ten tydzień ani razu nie mogłem jej zobaczyć. Zabrałem kluczyki z blatu, zamknąłem dom i wsiadłem do pojazdu. Jechałem szybko i chyba złamałem parę przepisów. Ale to się teraz nie liczy. Teraz najważniejsza jest Natalia. Zaparkowałem na parkingu i pobiegłem czym prędzej do sali, w której była Natalia. Stanąłem w drzwiach pokoju. Ona stała tam. Zmarnowana, smutna i nadal blada.
- Cześć aniołku! - chciałem ją pocałować, ale ona odwróciła głowę.
- Przestań. - odsunęła mnie. - Chcę jechać do domu.
- Dobrze. Już jedziemy. - spuściłem głowę w dół.
Zmieszany podążałem za Natalią wzdłuż korytarza. Głowiłem się nad tym czemu taka jest. Nie miła, oschła. Mam nadzieję, że przejdzie jej to. Otworzyłem jej drzwi do auta.
- Sama też bym umiała.
Skrzywiłem się na to. Obszedłem auto w okół i usiadłem na swoim miejscu. Dziewczyna była wpatrzona w szybę. Musnąłem jej odkryte ramię palcem.
- Mówiłam Ci przestań. Nie dotykaj mnie, nic nie mów. - syknęła.
Osłupiałem. Moja łagodna jak baranek żona teraz ma takie odzywki? W milczeniu odpaliłem silnik i jechałem w stronę domu. Zaparkowałem w garażu. Wziąłem podręczne torby Natalii i wszedłem z nią do mieszkania.
*Oczkami Natalii*
Zdjęłam buty i kurtkę. Zgromiłam Neymara wzrokiem i pobiegłam na górę. Tak wyglądało moje zachowanie od czasu straty dziecka. Nie mogłam się pozbierać. Posypałam się na milion drobnych kawałków, których nikt nie umie złożyć do kupy. Odkręciłam wodę w łazience. Zamknęłam ją na klucz. Rozebrałam się i weszłam do gorącej wody. Chciałam zmyć z siebie zapach szpitalnych łóżek i korytarzy. Pewnie się zastanawiacie czemu tak traktuję Neymara? Nie umiem inaczej. Wiem, że on chcę dla mnie jak najlepiej, ale to po prostu mnie w jakiś sposób dobija. Nie chcę tak robić. Nie wiem jak będzie dalej...
------------
Jak będzie dalej wyglądała relacja Natalii i Neymara? Czy dziewczyna pozbiera się po stracie dziecka? :(
Komentujesz = motywujesz ;)
10 komentarzy = 37 rozdział *-*
Ps. Ten rozdział dedykuję mojej przyjaciółce Oli <3 Trzymaj się kochanie! <3
czwartek, 28 maja 2015
Rozdział 35
Nie miałam siły niczym poruszyć. Czułam się w jakiejś niewoli. Potem była tylko ta cholerna ciemność.
*Oczami Neymara*
Pieściliśmy się w basenie. Zanurzyłem się z nią pod wodę całując jej miękkie usta. Nagle wypuściłem ją ze swych rąk. Wynurzyłem się z myślą, że ona będzie nadal przy mnie. Poczekałem chwilę aż wypłynie, ale nie. Jej nadal nie było. Po sekundzie bylem z powrotem pod wodą. Moja mała, krucha Natalia leżała skulona na dnie jak porzucona lalka. Porwałem j delikatnie na powierzchnię. Nie wiem czy oddychała czy nie. Chciałem jak najszybciej położyć ją na suchym lądzie. Zaniosłem ją na dywan w salonie. Dopiero wtedy racjonalnie myślałem. Chciałem żeby jej miękki głos powiedział, że wszystko dobrze, że to tylko chwilowa strata przytomności. Ale nie. Tak się nie stało, a było jeszcze gorzej. Krew, drgawki. Myślałem, że sam stracę przytomność. Musiałem być jednak silny. Chwyciłem telefon i zadzwoniłem na pogotowie. Karetka miała być za 5 minut. Na szczęście szpital był nie daleko.
- Natalia! Jeszcze nie twój czas! Natalia! - krzyczałem przez gorzkie łzy.
Ona nie reagowała. Nie dawała żadnego znaku życia. Wpatrzony w jej bladą twarz usiłowałem jeszcze ją ratować. Nagle oślepiające światła karetki pobłyskiwały w ciemnym Paryżu. Ratownicy wpadli jak poparzeni. Jeden z nich odsunął mnie na bok. Przez ich wszystkich nie mogłem dojrzeć Natalii. Myślałem, że się zabije. Oni mieli w swoich rękach cały mój świat. Wszystko co utrzymywało mnie przy normalnym życiu. Zabrali ją na nosze do karetki. Podbiegłem do lekarza.
- Co jej jest? Wszystko w porządku?
- Proszę pana. - jego stanowczy ton dodawał tej sytuacji jeszcze większej dramatyczności. - Teraz jest wszystko w porządku. Stan ustabilizowany. Uratowaliśmy ją ale... - głos lekko mu zadrżał. - Ale dziecka już nie zdołaliśmy.
Moje oczy napełniły się łzami.Mój malutki człowieczek, moje dziecko nie żyje. Zrzuciłem jakiś wazon z blatu za znak mojego gniewu. Wybiegłem z domu. Tak po prostu. Cały czas płakałem. Kurwa nic nie może być chociaż na chwilę dobrze?! To jest chujowo dziwne. Zdyszany skierowałem się pod jakiś menelski sklep. Kupiłem wódkę, którą wpakowałem pod pachę. Wyszedłem ze sklepu. Usiadłem na zimnej, twardej ziemi. Byłem wgapiony w ogromny atut tego miasta. Wieżę Eiffla. Poczułem mocnego kopniaka w plecy. Odurzony bólem odwróciłem się do sprawcy, a raczej sprawców. Trzech napakowanych czterdziestolatków gapiło się na mnie. Nie powiem, ale przestraszyłem się.
- To nasza kwatera, a ty właśnie w niej stoisz. Masz problem?
- Przepraszam. Nie wiedziałem. Już idę. - wystraszony odszedłem jak najdalej mogłem.
Upijając kolejne łyki wódki znajdowałem się już w połowie wysokości wieży. Zmęczonymi, czerwonymi oczami patrzyłem na panoramę miasta. Usłyszałem powiadomienie, że jesteśmy na górze. Schowałem trunek pod bluzkę. Ochroniarz spojrzał na mnie badawczo.
- Proszę wejść. - chyba nie zauważył, że byłem lekko upity.
Oparłem się o metalowy pręt. Spojrzałem w dół. Rzeczywiście ludzie wydawali się mali jak mrówki. Po co z resztą ja o tym gadam. To nie ma sensu. Przełożyłem jedną nogę przez barierkę. Z wódką w ręku chwiałem się.
- Ej! On chce skoczyć! - ktoś krzyknął chyba na cały Paryż.
Wszystkie oczy skierowały się w moją stronę.
- Nie zbliżajcie się! - skronie szaleńczo szybko mi pulsowały. - Nie chcę żyć. Jest przecież tyle ludzi, że nikt nie będzie pamiętał o mnie!
Przełożyłem w tym czasie drugą nogę. Byłem już po drugiej stronie. Odchyliłem się do tyłu. Teraz wystarczyło tylko puścić barierkę. Ale ja tego nie robiłem. Nie puszczałem. Nie wiem czemu, ale nie chciałem zginąć. A raczej ktoś...
--------
Neymar skoczy czy zmieni swoje plany?
11 komentarzy= 36 rozdział ;D
*Oczami Neymara*
Pieściliśmy się w basenie. Zanurzyłem się z nią pod wodę całując jej miękkie usta. Nagle wypuściłem ją ze swych rąk. Wynurzyłem się z myślą, że ona będzie nadal przy mnie. Poczekałem chwilę aż wypłynie, ale nie. Jej nadal nie było. Po sekundzie bylem z powrotem pod wodą. Moja mała, krucha Natalia leżała skulona na dnie jak porzucona lalka. Porwałem j delikatnie na powierzchnię. Nie wiem czy oddychała czy nie. Chciałem jak najszybciej położyć ją na suchym lądzie. Zaniosłem ją na dywan w salonie. Dopiero wtedy racjonalnie myślałem. Chciałem żeby jej miękki głos powiedział, że wszystko dobrze, że to tylko chwilowa strata przytomności. Ale nie. Tak się nie stało, a było jeszcze gorzej. Krew, drgawki. Myślałem, że sam stracę przytomność. Musiałem być jednak silny. Chwyciłem telefon i zadzwoniłem na pogotowie. Karetka miała być za 5 minut. Na szczęście szpital był nie daleko.
- Natalia! Jeszcze nie twój czas! Natalia! - krzyczałem przez gorzkie łzy.
Ona nie reagowała. Nie dawała żadnego znaku życia. Wpatrzony w jej bladą twarz usiłowałem jeszcze ją ratować. Nagle oślepiające światła karetki pobłyskiwały w ciemnym Paryżu. Ratownicy wpadli jak poparzeni. Jeden z nich odsunął mnie na bok. Przez ich wszystkich nie mogłem dojrzeć Natalii. Myślałem, że się zabije. Oni mieli w swoich rękach cały mój świat. Wszystko co utrzymywało mnie przy normalnym życiu. Zabrali ją na nosze do karetki. Podbiegłem do lekarza.
- Co jej jest? Wszystko w porządku?
- Proszę pana. - jego stanowczy ton dodawał tej sytuacji jeszcze większej dramatyczności. - Teraz jest wszystko w porządku. Stan ustabilizowany. Uratowaliśmy ją ale... - głos lekko mu zadrżał. - Ale dziecka już nie zdołaliśmy.
Moje oczy napełniły się łzami.Mój malutki człowieczek, moje dziecko nie żyje. Zrzuciłem jakiś wazon z blatu za znak mojego gniewu. Wybiegłem z domu. Tak po prostu. Cały czas płakałem. Kurwa nic nie może być chociaż na chwilę dobrze?! To jest chujowo dziwne. Zdyszany skierowałem się pod jakiś menelski sklep. Kupiłem wódkę, którą wpakowałem pod pachę. Wyszedłem ze sklepu. Usiadłem na zimnej, twardej ziemi. Byłem wgapiony w ogromny atut tego miasta. Wieżę Eiffla. Poczułem mocnego kopniaka w plecy. Odurzony bólem odwróciłem się do sprawcy, a raczej sprawców. Trzech napakowanych czterdziestolatków gapiło się na mnie. Nie powiem, ale przestraszyłem się.
- To nasza kwatera, a ty właśnie w niej stoisz. Masz problem?
- Przepraszam. Nie wiedziałem. Już idę. - wystraszony odszedłem jak najdalej mogłem.
Upijając kolejne łyki wódki znajdowałem się już w połowie wysokości wieży. Zmęczonymi, czerwonymi oczami patrzyłem na panoramę miasta. Usłyszałem powiadomienie, że jesteśmy na górze. Schowałem trunek pod bluzkę. Ochroniarz spojrzał na mnie badawczo.
- Proszę wejść. - chyba nie zauważył, że byłem lekko upity.
Oparłem się o metalowy pręt. Spojrzałem w dół. Rzeczywiście ludzie wydawali się mali jak mrówki. Po co z resztą ja o tym gadam. To nie ma sensu. Przełożyłem jedną nogę przez barierkę. Z wódką w ręku chwiałem się.
- Ej! On chce skoczyć! - ktoś krzyknął chyba na cały Paryż.
Wszystkie oczy skierowały się w moją stronę.
- Nie zbliżajcie się! - skronie szaleńczo szybko mi pulsowały. - Nie chcę żyć. Jest przecież tyle ludzi, że nikt nie będzie pamiętał o mnie!
Przełożyłem w tym czasie drugą nogę. Byłem już po drugiej stronie. Odchyliłem się do tyłu. Teraz wystarczyło tylko puścić barierkę. Ale ja tego nie robiłem. Nie puszczałem. Nie wiem czemu, ale nie chciałem zginąć. A raczej ktoś...
--------
Neymar skoczy czy zmieni swoje plany?
11 komentarzy= 36 rozdział ;D
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)